Aktualności

Od Courchevel do Klingenthal, czyli podsumowanie LGP 2016

Początek października to czas, kiedy dla dla skoczków rozpoczynają się ostatnie przygotowania do zbliżającego się coraz większymi krokami sezonu zimowego. Tegoroczna edycja Letniej Grand Prix przeszła do historii, dlatego przypomnijmy sobie jej najważniejsze momenty.

To co jeszcze na wiosnę wydawało się mało realne, w końcu stało się faktem. Po tym, jak funkcję głównego trenera polskiej drużyny objął Stefan Horngacher, większość kibiców była zadowolona, sądziła, że był to dobry wybór. Zawsze pojawiała się jednak ta niepewność. Zawsze mogło się przecież coś nie udać. Początki zawsze są trudne. Jak się później okazało, dla naszych skoczków ten okres nie był zbyt długi. Szybko zaaklimatyzowali się w nowej sytuacji, a podczas spotkań z mediami wielokrotnie chwalili nowego szkoleniowca. I to nie bezpodstawnie…

Bardzo dobrze spisywali się nasi reprezentanci podczas tegorocznego sezonu LGP. Wszystko zaczęło się już w Courchevel, gdzie na podium mieliśmy dwóch biało-czerwonych. Zawody wygrał Maciej Kot, a drugie miejsce przypadło Kamilowi Stochowi.

Wysokiej formy biało-czerwonych nie potwierdziła fatalna dla nas drużynówka w Wiśle, jednak podczas kolejnych startów znów mogliśmy oglądać Polaków na podium. Już dzień po konkursie zespołowym, kolejne zwycięstwo zaliczył Maciej Kot, a czołową dziesiątkę zamknął Kamil Stoch. Wysoko znalazł się również zawodnik drugiej kadry – Jan Ziobro (miejsce siódme).

Na kolejne sukcesy długo czekać nie trzeba było. W Hinterzarten (Niemcy) drugie miejsce przypadło Kotowi, natomiast w Einsiedeln (Szwajcaria) mieliśmy powtórkę z Francji. Pierwszy był Kot, drugi Stoch. Tylko na trzecim miejscu znalazł się inny zawodnik. Stefana Krafta (Austria) godnie zastąpił jego rodak – Michael Hayboeck. Świetnie spisali się również Dawid Kubacki i Klemens Murańka. Zajęli oni odpowiednio piąte i szóste miejsce.

Dlaczego więc takie słabe okazały się wiślańskie zawody zespołowe? Ciężko jest na to pytanie odpowiedzieć. Wydaje się jednak, iż konkursy u siebie zawsze mają dwa oblicza. Albo jest się noszonym niezwykle daleko, albo skacze się bardzo słabo. Tutaj nie forma fizyczna decyduje o odległościach, odnoszonych rezultatach, a bardziej psychika, głowa.

Sytuacja w klasyfikacji generalnej wyglądała wówczas świetnie. Na dwóch pierwszych miejscach mieliśmy dwóch biało-czerwonych. Bezapelacyjnym liderem był Maciej Kot, a zanim znajdował się Kamil Stoch. Wiedzieliśmy jednak, że utrzymać te lokaty będzie ciężko. Zwłaszcza, że aby forma na zimę była odpowiednio wysoka, w lecie powinno się coś odpuścić. W tym roku padło to na Azję. I według mnie była to decyzja bardzo, bardzo dobra.

O ile zarówno w Czajkowskim, jak i w Hakubie mieliśmy swoich reprezentantów, tak nie decydowali oni o zwycięstwie. Trochę szkoda, jednak bądźmy świadomi tego, że nie była to pierwsza drużyna. Dodatkowo zmiana sfery czasowej, może powodować delikatną obniżkę formy. To z czego mogliśmy być zadowoleni, to fakt zachowania przez Macieja Kota prowadzenia w klasyfikacji generalnej LGP 2016. Pomimo braku startów, potrafił zachować pierwsze miejsce, przez co rywalizacja w ostatnich letnich konkursach na pewno była dla niego łatwiejsza.

Kolejnym powodem, dla którego warto było odpuścić azjatyckie zmagania, była możliwość przeżycia krótkich, ale niezwykle ważnych wakacji, odpoczęcia od skoków, nabrania odrobiny świeżości, a także odbycia swobodnego, luźnego treningu.

Oczekiwania na zawody w Hinzenbach i Klingenthal były duże. Po raz pierwszy od 2006 roku pojawiła się nadzieja na zwycięstwo polskiego skoczka w całym sezonie LGP. Osobiście nieco bałem się tego, że czar zwycięstw z początku LGP nagle pryśnie, że do głosu zaczną dochodzić gwiazdy. Mam tu na myśli takich skoczków jak Prevc, Hayboeck, Kraft, Freitag, czy Wellinger, albo też wracający po kontuzji Severin Fruend. Moje obawy okazały się słuszne.

Ich skoki podczas wieńczących tegoroczną LGP nie były złe, widać było poprawę w stosunku do tego co obserwowaliśmy wcześniej. Być może to nie jest jeszcze ich maksimum możliwości na nadchodzący sezon, jednak nasi skoczkowie dali im rady, walczyli z nimi jak równy z równym. Co więcej, potrafili wygrywać…

Austriackie Hinzenbach okazało się… polskie. Po raz kolejny na dwóch czołowych lokatach mieliśmy dwóch sportowców z ekipy Horngachera. Różnica była taka, że zamiast Stocha, na drugim stopniu podium znalazł się Dawid Kubacki. Zwyciężył nie kto inny jak lider – Maciej Kot. Warto zaznaczyć, że w pierwszej dziesiątce mieliśmy również innego Polaka. Był nim Stefan Hula, który zajął ósme miejsce.

Finałowe zmagania w Klingenthal miały być tylko potwierdzeniem całego udanego sezonu letniego dla skoczka z Limanowej. Pewny już triumfu w klasyfikacji generalnej LGP 2016 nie dał nawet najmniejszych szans rywalom. Dwukrotnie pokonał barierę 140 metrów i w rezultacie pokonał drugiego Kamila Stocha oraz Słoweńca – Petera Prevca. Na wysokim, bo siódmym miejscu zawody ukończył natomiast Dawid Kubacki.

Ktoś może powiedzieć, że lato, to nie to samo co zima, że letnie konkursy to tylko forma treningu do zimy, że w zimie, w Pucharze Świata, może być zupełnie inaczej. Inaczej to znaczy gorzej, albo też lepiej. Zwycięstwa Macieja Kota nie były przypadkowe. To nie były tylko poszczególne starty, w których brylował, rządził na skoczni. Przez całą LGP utrzymywał równą, a w dodatku świetną formę.

Cieszy również fakt, że dobrze skakali także pozostali polscy skoczkowie. Może nie przeskakiwali skoczni, jednak fakt, iż prawie zawsze mogliśmy liczyć na ich obecność w drugiej serii cieszy i napawa optymizmem przed najbliższym sezonem Pucharu Świata. Tym bardziej, że wydaje się, iż tendencja do uzyskiwania dobrych wyników zarówno u Macieja Kota, jak i u reszty podopiecznych austriackiego szkoleniowca nie spadała w dół, jest zwyżkowa. Oby utrzymała się aż do startów na śniegu.

Wspominałem o głowie. Co do niej, to tu kieruję w stronę Stefana Horngachera kolejne brawa. Wydaje się, iż to właśnie ona była przyczyną ostatnich, słabszych sezonów za czasów Łukasza Kruczka. Zbyt długie przebywanie ze sobą, jednolity trening zanudza, po czasie również męczy. Być może stąd brały się słabsze wyniki. Zmiana trenera spowodowała, że nasi skoczkowie przystąpili do treningów z nową energią, chcą pracować, chcą walczyć i dlatego są sukcesy, dlatego są podia, zwycięstwa, wysokie miejsca. Obyśmy mieli ich jak najwięcej również w zimie, również w PŚ, czy na mistrzostwach w Lahti.

Wierzę, że moje teorie się sprawdzą. Wierzę w to, że od grudnia znów będziemy oglądać Polaków na podium, Polaków zwyciężających, Polaków bijących rekordy.


  • Źródło: informacja własna
  • Foto: Maja Gara

O autorze

Paweł Stańczyk