Aktualności

Adam Małysz kibicował w Wiśle polskim skoczkom

Niespodziewanym gościem podczas zawodów Pucharu Świata w Wiśle był utytułowany mieszkaniec miasta, wybitny polski skoczek i patron skoczni w Malince – Adam Małysz. Po awarii samochodu, która przydarzyła się Małyszowi podczas startu w tegorocznym rajdzie Dakar, Adam Małysz wcześniej wrócił do kraju, dzięki czemu mógł uczestniczyć w zawodach w Wiśle.

Niespodziewanym gościem podczas zawodów Pucharu Świata w Wiśle był utytułowany mieszkaniec miasta, wybitny polski skoczek i patron skoczni w Malince – Adam Małysz. Po awarii samochodu, która przydarzyła się Małyszowi podczas startu w tegorocznym rajdzie Dakar, Adam Małysz wcześniej wrócił do kraju, dzięki czemu mógł uczestniczyć w zawodach w Wiśle.

Szczęście w nieszczęściu, że możemy Cię tu dzisiaj spotkać?

Można tak powiedzieć. Byłbym jeszcze na Dakarze, gdyby nie – nie wiem nawet jak to nazwać – zbieg okoliczności czy jakiś ogromny pech. Jestem sportowcem, dlatego wiem doskonale, że nie da się przeskoczyć takich sytuacji. Nie ma co teraz rozpaczać czy zastanawiać się nad tym, co, jak i dlaczego. Trzeba iść dalej do przodu.

Jak czujesz się dzisiaj, goszcząc tutaj na skoczni?

Bardzo dobrze, choć jestem trochę zaspany. Bardzo ciężko jest się przestawić po powrocie z Argentyny, gdzie jest inna strefa czasowa. Ostatnio zaspałem nawet na umówiony wywiad w Wiśle. Ogólnie wszystko jest w porządku. Mam nadzieję, że podczas zawodów w Wiśle wszystko się uda. Wczoraj padało, dzisiaj mamy piękną pogodę. Mam nadzieję, że tak będzie do końca.

Z jakim odbiorem się spotykasz? Masz teraz czas i okazję spotykać się ze swoimi przyjaciółmi?

Na skoczni jeszcze wielu znajomych nie spotkałem. Wczoraj nie było prawie nikogo, bo skocznia była zamknięta. Myślę, że spotykam się z bardzo dobrym odbiorem. Wielu nawet nie wie, że jeżdżę w rajdach. Nawet ostatnio w rozmowie z Maćkiem Kurzajewskim usłyszałem, że kiedyś gościem w telewizji był Sven Hannavald, który był bardzo zdziwiony, że jeżdżę w Dakarze. On zresztą sam startuje w DTM-ach. To tylko świadczy, że nie interesuje się specjalnie sportami motorowymi. Poza tym jest coraz więcej sportowców, którzy po zakończeniu jednego etapu życia, próbują robić coś innego, też związanego ze sportem.

Znaczna część byłych zawodników nie traci jednak kontaktu ze skokami. Spotkaliśmy w Wiśle między innymi Martina Kocha czy Andreasa Widhoelzla.

To prawda. Duża część zawodników przechodzi z czynnego uprawiania sportu w „trenerkę”. Często się to zdarza, choć jest to moim zdaniem bardzo trudne. Na początku też mnie namawiano, żeby pracować z Kadrą czy pomóc w szkoleniu juniorów lub dzieci. To jednak ogromna odpowiedzialność. Kibicuję wszystkim zawodnikom, którzy stają się trenerami i którym się udaje. Znacznie łatwiej jest trenerom, którzy od dziecka uprawiają daną dyscyplinę sportu.

Takim przykładem w naszej kadrze jest Robert Mateja.

Jest i Robert, ale także Maciek Maciusiak czy Łukasz Kruczek. Poza tym Krystian Długopolski oraz Tomek Pochwała – to wszyscy byli zawodnicy. W skokach jest sporo zawodników, którzy zakończyli karierę i poszli w „trenerkę”. Oni przede wszystkim wiedzą, co czuje zawodnik. Jest to cenne i ważne, żeby móc mu potem przekazać te odczucia.

Ty jednak cały czas nie tracisz kontaktu z naszymi chłopakami.

Staram się być z nimi w stałym kontakcie. Jak tylko mogę, staram się jechać na trening czy w miarę moich możliwości pomagać im i doradzać.

Jak patrzysz na ostatnie zamieszanie wokół naszej Kadry? Czy Wisła może być magicznym miejscem, w którym nastąpi oczekiwany przełom?

Zazwyczaj tak jest, że u siebie skacze się trochę lepiej. Występuje się przed własną publicznością i na obiekcie, który się zna. Chłopakom brakowało ostatnio swobodnych skoków i spokojnego treningu. Przed dzisiejszym konkursem trochę potrenowali w Szczyrku i Wiśle. Powinno to przynieść pozytywne rezultaty.

Wywiad był przeprowadzony tuż przed kwalifikacjami.

 

Autor komunikatu: Katarzyna Koczwara / PZN

O autorze

Redakcja Skoki24.pl