Aktualności

Kruczek odpowiada na trudne pytania publiczności

Na środowym spotkaniu w Katedrze Zarządzania w Turystyce na Uniwersytecie Jagiellońskim, gościem specjalnym był szkoleniowiec reprezentacji Polski w skokach narciarskich – Łukasz Kruczek. Po wygłoszonej prezentacji nie zabrakło pytań do naszego szkoleniowca.

Na środowym spotkaniu w Katedrze Zarządzania w Turystyce na Uniwersytecie Jagiellońskim, gościem specjalnym był szkoleniowiec reprezentacji Polski w skokach narciarskich – Łukasz Kruczek.Po wygłoszonej prezentacji nie zabrakło pytań do naszego szkoleniowca.

1. Co sądzi Pan o zaostrzeniu przepisów dotyczących kontroli sprzętu? Czy sądzi Pan, że nowy przepis dotyczący pomiaru kombinezonów może zostać wprowadzony podczas zawodów PŚ?

Łukasz Kruczek: Ja zakładam, że on musi zostać wprowadzony, właśnie to zaostrzenie kontroli. Przede wszystkim zaostrzenie restrykcji wyszło bezpośrednio od samych zawodników. Ostatni sezon mieliśmy taki, że tych kontroli było zdecydowanie mniej. Odbiło się to tym, że jeśli mniej kontroli, to zawodnicy pozwalali sobie na różnego rodzaju manipulacje, które są powszechnie zabronione, ale jest zasada, że jeśli nikogo się za rękę nie złapie, to jest bez winy. Sytuacja wyszła szczególnie podczas MŚ w Falun, gdzie zawodnicy przyszli najpierw do Kamila, który jest przedstawicielem zawodników w FISie, właśnie z takimi swego rodzaju żalami, a później my – trenerzy, interweniowaliśmy bezpośrednio u kontrolerów i już podczas konkursu drużynowego była zaostrzona kontrola i nie było już tyle manipulacji. Trzeba pamiętać o tym, że to są kolejne ograniczenia i te regulacje będą katalizatorem do innych rozwiązań. Także na początku będziemy mieli wiele kontroli – wszystko fajnie, ale ja nie wierzę, że zawodnicy czy sztaby nie wymyśliły czegoś, by te kontrole ominąć.

2. Od dłuższego czasu mówi się, że głównym problemem kadry jest psychika. Czy w nadchodzącym sezonie planowane są jakieś zmiany, by wprowadzić do sztabu psychologa albo żeby z nim współpracować?

Ł.K.: Jak już mówiłem, są opinie i fakty. Opinie mówią, że problemem jest głowa i tym samym psychika i brakuje psychologa. Fakty są jednak takie, że 70% zawodników współpracuje z psychologami. Nie ma psychologa w grupie, który jest zatrudniony na stałe jako jednak osoba do wszystkich. Jako trenerzy przepracowaliśmy kilka schematów – gdzie był psycholog i gdzie go nie było, i to jest tak, że trener od przygotowania mentalnego, bo psycholog nie zawsze dobrze się kojarzy, musi spasować się charakterem z osobą, z którą pracuje. To musi być trochę tak jak w małżeństwie – muszą się uzupełniać, musi być przede wszystkim bardzo dobra komunikacja. Bardzo trudno jest dobrać jedną osobę do 5-7 zawodników, gdyż zawsze będzie wśród nich osoba, z którą się nie spasują, nie będą nadawali na tej samej fali. Dlatego przyjęliśmy schemat, że zawodnicy tą działkę trenują, owszem za naszą wiedzą, ale indywidualnie z indywidualnymi osobami. Po prostu w ten sposób działamy, takie działania miały miejsce już w minionym sezonie. Teraz kolejni zawodnicy również dołączają do tego schematu i my będziemy w tym kierunku szli, żeby to miało miejsce, bo kwestie obszaru-treningu mentalnego są rezerwą do ruszenia przez zawodników i to na każdym szczeblu.

3. Po najbardziej udanym sezonie w historii polskiego narciarstwa klasycznego w sezonie 2013/2014 nastąpił kolejny, który był niezwykle trudny. Nie tylko oczekiwania zostały napompowane do granic możliwości, ale również kadra borykała się z wieloma kontuzjami. Można uznać, że była to niezwykle cenna lekcja na przyszłość. Jakie wnioski zostały z niej wyciągnięte i czy przed kolejnym sezonem stawiacie sobie jakieś konkretne cele?

Ł.K.: Przede wszystkim co do wniosków, to jest kwestia strefy komfortu. Po świetnym sezonie, w którym można powiedzieć wygraliśmy wszystko co było możliwe do wygrania, bo to nie tylko IO, to były też MŚJ, Uniwersjada. Można powiedzieć, że jaka by nie była impreza mistrzowska, to ekipa wracała z medalami, i to z tymi najcenniejszymi. Dla nas stało się to taką sytuacją komfortową, po której było nam bardzo trudno rozpędzić się w sezonie letnim. Założyliśmy też, że po dwóch trudnych sezonach jakimi były 2012/2013 i 2013/2014, trochę odpuścimy lato i to była chyba podstawowa różnica – danie sobie sygnału, że odpuszczamy lato, to było takie, że przetrenujemy lato, taka praca „od 8:00 do 15:00” i później z końcem lata zabierzemy się w kontekście zimy. Natomiast później brakowało czasu i nie wszyscy zawodnicy zdążyli z takim pełnym zaangażowaniem. Jeśli chodzi o kontuzje, to kontuzji nie jesteśmy w żaden sposób zaplanować, bo gdybyśmy chcieli planować kontuzję, to planowalibyśmy je w sezon przejściowy. Niestety, organizm ludzki jest taki, że w pewnym momencie nie wytrzymuje i są kwestie urazowe, jak było w przypadku Jakuba Wolnego, jak i kontuzje, które wynikają z lat treningu, jak w przypadku Kamila. Trzeba tu podkreślić, że ta kontuzja, której doznał Kamil mogła się zdarzyć i rok wcześniej przed IO. Na to nie byliśmy w stanie się przygotować i dlatego praktycznie cała pierwsza połowa sezonu, to była walka z doprowadzeniem całej grupy do ułożenia z powrotem takiej samej hierarchii, tego samego stopnia pracy, zaangażowania jak było w poprzednim sezonie. To było trudne, ale jednak uważam, że podołaliśmy. Co prawda nie wszyscy zawodny podołali, ale jako reprezentacja wyszliśmy z tego obronną ręką. Jeśli chodzi o kolejny sezon, to jedne z ważniejszych są MŚwL, w których od 1978, kiedy to medal zdobył Piotr Fijas, nic się nie zdarzyło, choć było wiele 4. miejsc, ale nie włączyliśmy się do walki medale, a teraz jest grupa, która o te medale może powalczyć. Oczywiście ponadto Puchar Świata i wygrana w klasyfikacji generalnej.

4. Czy wybór na trenera polskiej reprezentacji w skokach w 2008 roku był dla Pana zaskoczeniem?

Ł.K.: I tak, i nie. Zaskoczeniem był raczej sposób w jaki to się stało, bo zrobiła się wówczas taka zawierucha wokół Hannu na końcu sezonu. Ja już wcześniej składałem aspiracje w związku, to było w momencie gdy odchodził Heinz. Natomiast sam Hannu kiedy współpracowaliśmy, to cały czas przewijał się temat, że kiedyś odejdzie i ktoś będzie musiał przejąć to stanowisko. To był zatem temat, do którego ja i moi współpracownicy, bo to są ci sami ludzie, byliśmy przygotowani od dłuższego czasu.

5. Przed nowym sezonem w Pana drużynie doszło do zmian kadrowych – odsunięci zostali Dawid Kubacki i Maciej Kot w efekcie czego doszło do tego, że kadrę A tworzy pięciu zawodników. Czy to celowy powrót do schematu kadry sprzed dwóch lat?

Ł.K.: Nikt od kadry nie został odsunięty. Kadra funkcjonuje powiedzmy od 1 maja do końca sezonu. Kiedy kończymy sezon, to w kadrze nie ma nikogo – jest pustka, sytuacja zerowa, nie ma w niej ani Kamila Stocha, ani Piotrka Żyły. Na każdy sezon powoływana jest nowa grupa. Chodzi o to, żeby grupy były mniej liczne i jednocześnie chcemy zrobić takie systemowe narzucenie zasad współpracy między grupami szkoleniowymi. Idea tego jest taka, że jeśli chodzi o tą grupę A, dla której jakby urzędowo należy start w PŚ, w PŚ mamy docelowo sześciu zawodników. Jeśli grupę A tworzy pięciu zawodników, to ja jako odpowiedzialny za grupę A jestem zmuszony szukać szóstego, czyli automatycznie sięgam po grupę B lub grupę C i szukam w nich potencjalnych kandydatów, którzy będą startować w reprezentacji, czyli jako ten szósty zawodnik. Jeśli wezmę któregoś zawodnika z grupy B, która ma sześciu zawodników (plus Kubę Wolnego, który w tej chwili jest poza) i wezmę z niej jednego, to tworzy się dokładnie taka sama sytuacja. Oni na szybko potrzebują szóstego po to, by móc startować pełną kwotą i dlatego szukają w pozostałych grupach. Wychodzą z tego takie plusy, że zazębiają się prace sztabów szkoleniowych. One muszą pracować bardzo ściśle żeby jeden o drugim wiedział. Nie ma możliwości tego żeby trzy grupy jakie są w PZN będą pracowały trójtorowo, że nie będą się ze sobą spotykać, każdy trener będzie patrzył na koniec swojego nosa, na swoją grupę i nic więcej. Chodzi o to żeby współpraca między grupami była z każdym rokiem coraz lepsza. Dodatkowo wprowadziliśmy coś takiego, że u nas w każdej niższej lidze można wywalczyć jedno miejsce do wyższej ligi jako takie ekstra. Jeśli dany zawodnik wywalczy owe miejsce, to jest to jego miejsce, czyli przechodzi jakby automatycznie do góry. Jeśli natomiast chodzi o same nazwiska to przyjęliśmy zasadę, że liczbowo pierwsza grupa będzie 5, druga 6, trzecia 7 i dobieraliśmy nazwiska. Wzięliśmy pięciu najlepszych zawodników z rankingu PŚ z minionego sezonu, czyli z tej najwyższej półki, dlatego nie znalazł się tam ani Maciek, ani Dawid – oni zajmują miejsca 1. i 2. w kadrze B.

6. Jak układa się współpraca na linii trener – PZN? Czy jest duży nacisk na osiągane wyniki, a może to tylko fani oczekują ciągłych zwycięstw, a związek ma mniej wygórowane cele?

Ł.K.: Myślę, że tych ciągłych zwycięstw oczekują również inne osoby Mimo wszystko media są takim katalizatorem, że naciskają na wyniki, ale nie ma się czemu dziwić, bo oni z tego żyją. Jeśli chodzi o związek, to współpraca układa się bardzo dobrze, bo od dłuższego czasu to związek jest w dobrej kondycji dzięki dobremu zarządzaniu i od dłuższego czasu my jako grupa nie mamy problemów finansowych, aby organizować dobre szkolenia, bo od tej strony wszystko jest zapewnione. Związek się nie wtrąca w sprawy organizacyjne, czy szkoleniowe, jednocześnie sprawując nad tym pieczę.

7. Jak wypadło zgrupowanie w Cetniewie? Jakie były cele i jaki program realizowali zawodnicy? Czy któryś zabłysną w jakiś szczególny sposób?

Ł.K.: Od kilku lat każde pierwsze zgrupowanie ma taki charakter, że chcemy przede wszystkim wrócić do wspólnych treningów, chcemy się zorganizować razem. Do tej pory zawodnicy trenowali indywidualnie. Indywidualny trening wiąże się z tym, że zawodnik ma pewną dowolność wybieranie godzin treningowych. Tutaj zawodnicy wpadli znowu w tzw. reżim treningowy, czyli plan dnia ustalony z góry wg jakiego trenujemy, po to aby ustawić organizm w taki sposób, żeby osiągał swoje najlepsze możliwości w godzinach startów. Drugim celem była organizacja, czyli wspólnie usiąść i porozmawiać w grupie o celach, o kolejnych zgrupowaniach jak one będą wyglądały, bo ze strony sztabu też mieliśmy przemyślenia, co chcemy osiągnąć. Ponadto chcieliśmy odświeżyć swego rodzaju regulamin funkcjonowania grupy, bo my też narzucamy zawodnikom pewne ograniczenia. A jak wypadło? Bardzo dobrze. My jesteśmy pod dużym wrażeniem czym dysponują polskie ośrodki szkoleniowe jeśli chodzi o bazę, o zabezpieczenie możliwości treningowych zawodników. To była nowość, bo jako ta grupa w Cetniewie jeszcze nie byliśmy. Można powiedzieć, że połowa zawodników nad polskim morzem w ostatnich latach w ogóle nie była i miało to właśnie na celu odświeżyć plan przygotowań.

8. Jakie kolejne etapy przygotowań? Jak potraktujecie letnie zawody – treningowo czy jako pełnoprawne zawody? Jakie cele na zimę?

Ł.K.: Letnie Grand Prix będzie traktowane jak starty zimą. Oczywiście trzeba powiedzieć, że zawodnicy nie będą w jakieś super dyspozycji fizycznej – tyczy się to wszystkich ekip, więc gdzieś to wszystko się wyrówna. Kiedy jedziemy na zawody, to jedziemy na zawody tak jak i zimą, czyli nie ma czegoś takiego, że startujemy bez konsekwencji. Letnie zawody, prócz tego, że są zawodami i rywalizacją, to są miejscem gdzie można się czegoś nauczyć i zdobyć nowe doświadczenia. Kolejnym dla nas etapem jest wejście na skocznię, które nastąpi w przyszłym tygodniu, i wówczas rozpocznie się już taki trening na poważnie, bo będziemy więcej skakać, cały czas chcemy zawodnikom odświeżyć pewne kwestie, wracamy do treningu, które nie do końca mogą wydawać się treningami, natomiast mają takie cele jednoczące grupę, co też jest niezmiernie ważne w kontekście tego ile czasu ze sobą przebywamy. Jeśli chodzi o cele na zimę, to przede wszystkim MŚwL, gdzie zamierzamy walczyć o medale i oczywiście klasyfikacja generalna Pucharu Świata.

9. Pod koniec poprzedniego sezonu pojawił się problem z kwotami startowymi. Czy zatem głównym celem w tym sezonie letnim będzie walczenie o tą najwyższą kwotę czy mimo wszystko będzie dobieranie zawodników pod kątem aktualnej dyspozycji czy będzie jakiś element taktyczny?

Ł.K.: Jedno z drugiego wynika. W momencie kiedy zawodnik nie jest w dyspozycji, możemy sobie o kwocie mówić, rozmawiać, marzyć, a on i tak jej nie zrobi. Przede wszystkim zatem dyspozycja zawodnika, przez którą chcemy powiększyć te kwoty startowe. Patrząc na aktualną listę, która o tym decyduje, można powiedzieć, że niewiele trzeba żeby było to powiększone znowu do tego maksymalnego pułapu, natomiast to niewiele czasami jest też dużo. Dlatego przede wszystkim dyspozycja zawodnika i na tej podstawie będzie dobierać zawodników. Zakładamy, że po dobrych startach tych dobieranych zawodników, ta kwota wyjdzie z tych dobrych startów, bo układając w drugą stronę, że priorytetem jest kwota startowa będziemy ustawiać taktycznie, a nie na podstawie dyspozycji, może stanowić problem, że na zawody pojadą zawodnicy, którzy mają zdobywać te kwoty, a nie są w stanie fizycznie tego zrobić – dlatego ten priorytet nie może być odwrócony. Kwota startowa jest celem jednym z wielu, a może nawet jednym z główniejszych na lato, ale ona może być zrealizowana tylko i wyłącznie pod warunkiem, że zawodnicy będą w dobrej dyspozycji.

10. Jaki wpływ na Pana pracę z kadrą miała współpraca z Heinzem Kuttinem i Hannu Lepistoe?

Ł.K.: Bardzo duży, ale najciekawsze jest to, że zanim Heinz przyszedł do Polski w 2004 roku, to wcześniej pracował jako asystent Hannu Lepistoe. To był element, który naszą trójkę połączyło, bo najpierw Heinz był asystentem Hannu, później ja byłem asystentem Heinza, na końcu ja byłem asystentem Hannu, a później wszyscy byliśmy pierwszymi trenerami. Jest to zatem element, który nas łączy, ale między tymi osobami są straszne różnice – jest to jakby polaryzacja zadań i podejścia do tego w jaki sposób zarządzają grupą. Heinz jest takim człowiekiem zaangażowanym w organizację od strony logistycznej, czyli tego żeby wszystko dobrze działało. Jest to człowiek, który jest w stanie przyjść i jeśli nikogo nie ma do pomocy, to sam się w to zaangażuje. On pokazał „jak to się robi na zachodzie”, jak wygląda proces przygotowania treningu, organizacji pracy, z kim należy rozmawiać, jakie działania polityczne należy podjąć aby uzyskać konkretny efekt. Hannu był swego rodzaju „profesorem – zarządcą”, taką twardą ręką. Sądzę, że to było takie fajne uzupełnianie się. To były odmienne style zarządzania i obydwa miały wpływ, bo są skuteczne.

11. Rozpoczęła się era skoków kobiet. Czy jako trener podjąłby się Pan prowadzenia kadry kobiet i czy w swoim zespole zarządzającym widziałby Pan miejsce dla kobiet?

Ł.K.: Nie dzielimy osób ze względu na płeć, tylko ze względu na to co umieją i w jaki sposób są przydatne w danej sytuacji, bo to jest priorytetem. Już niebawem dołączy do nas pani dietetyk, więc już mamy krok w tym kierunku zrobiony. Natomiast jeśli chodzi o skoki kobiet, to pamiętajmy, że u nas są one nadal w powijakach, ale jest trener od reprezentacji także nie będziemy wchodzić sobie w drogę. Jest jednak zasada „nigdy nie mów nigdy”, więc nie wiadomo jak będzie w przyszłości.

12. Dlaczego Andrzej Stękała w minionym sezonie nie dostał szansy startów w PŚ, choć był najlepszym wśród juniorów?

Ł.K.: Zasada jest jasna – jesteś juniorem to najpierw startujesz w PK, przechodzisz drogę PK, to wchodzisz do PŚ. Problem jaki wyniknął był problemem niepowołania Andrzeja na dwa starty w PK. Został on bowiem dołączony do startów dopiero na sam koniec – na starty w Titisee-Neustadt i Niżnym Tagile, które były udane, no i sezon się skończył. Teraz Andrzej jest w grupie B i jeśli nadal będzie robił takie postępy, to kwestia startów jest otwarta.

Foto: Kacper Kolenda

Źródło: informacja własna

O autorze

Katarzyna Służewska