Adam Małysz to polski multimedalista w skokach narciarskich i człowiek, który rozsławił ten sport w naszym kraju. Mimo że aktualnie aktywnie działa w innej dyscyplinie sportu, to jest częstym gościem na skoczni i zawsze służy dobrą radą swoim młodszym kolegom. Przed najbliższą zimą jest pozytywnie nastawiony jeśli chodzi o starty naszych zawodników.
Polska – kraj, z którym trzeba się liczyć
Polskie skoki narciarskie są sportem, który przeżył wielki rozkwit w ciągu ostatnich 15 lat. Jesteśmy reprezentowani liczną grupą w zawodach każdej rangi. „Chyba widać ilu jest zawodników i jak wyrównany jest poziom. Jest kadra A, ale jest również kadra B i są juniorzy, są również zawodnicy w klubach, z których każdy się tak naprawdę liczy. Każdy z nich może być zatem brany pod uwagę jeśli chodzi o sezon. Myślę, że jeśli chodzi o Polskę, to możemy być dumni z tego, że jesteśmy jednym, bądź jednym z dwóch krajów, które mają tak liczną obsadę w PŚ, PK czy FIS Cupie – wszędzie mamy ten górny limit. Nigdy dotąd czegoś takiego nie było, bo kiedyś jak w PŚ mieliśmy 2-3 zawodników, to był max. Teraz może nie jesteśmy potęgą, ale takim krajem, z którym jednak wszyscy się liczą i patrzą na nas”.
Powrót do przeszłości?
Adam Małysz z jednej strony zadowolony jest z poziomu jaki prezentują nasi zawodnicy, ale jednak martwi się o przyszłość tego sportu, bo poszczególne kluby mają się niejednokrotnie bardzo źle. „To nie chodzi tylko o skocznie. Choć obiektów nadal jest mało, to wydaje mi się, że coraz gorzej jest z zapleczem tych młodych zawodników – kluby są niedofinansowywane, jest mało trenerów (choć wielu moich kolegów jest teraz trenerami), to jednak cały czas tego brakuje. Brakuje też naboru. Obawiam się, że jeśli nic z tym nie zrobimy, to w przyszłości może być znów ten sam problem co kilka lat temu”.
Sport sensem życia
„Orzeł z Wisły” należy do osób, które nie potrafią siedzieć bezczynnie. Dlatego też zaraz po zawieszeniu nart na przysłowiowy kołek, zaangażował się w rajdy samochodowe. Nie zapomniał jednak o skokach i ciągle służy pomocą zawodnikom. „Na razie jakoś tam wspieram chłopaków, pomagam im. Robię jednak też coś innego i ciężko jest u mnie z czasem. Rajdy są czymś, co chcę też robić, bo nie wyobrażam sobie żebym nie uprawiał sportu. Cały czas jestem aktywny, cały czas trenuję i trudno by było mi pogodzić bycie trenerem, czy ciągłe angażowanie się w to. Jednak jeśli tylko mogę, to pomagam”.
Wiek robi swoje
Chociaż Janne Ahonen (38 lat) czy Noriaki Kasai (43 lata) są nadal aktywni w skokach narciarskich, to widać po nich, że nie robią tego już na 100%. Adam Małysz przyznał, że nie żałuje swojej decyzji o zakończeniu kariery, bo nastąpiło to w momencie najwyższej formy. „Widać po nich, że jednak już się trochę bardziej oszczędzają. To jest tak, że te ich skoki nadal sprawiają im wielką przyjemność, ale jednak też trochę odpuszczają – nie we wszystkich konkursach startują, ich trening też trochę inaczej wygląda, bo dużo szybciej się męczą, dużo szybciej są wyeksploatowani. To nie jest łatwe. Trzeba mieć taką granicę. Ja zawsze sobie mówiłem, że chcę zakończyć karierę skoczka wtedy, kiedy będę u szczytu formy i tak zrobiłem. Na pewno tego nie żałuję, bo wiem, że była to dobra decyzja. Często pada pytanie o to czy mnie nie ciągnie – nie, nie ciągnie. 27 lat skoków, to chyba wystarczy. Można nadal pomagać czy wspierać, ale w inny sposób. Nie trzeba tego nadal robić aktywnie”.
Optymizm obowiązkowy
Obecna dyspozycja polskich skoków napawa wszystkich dumą, a także nadzieją na wysokie lokaty podczas najbliższego sezonu. „Patrząc na to jaki chłopaki skaczą, a zima tuż tuż, to mamy taką nadzieję. Wielu z nich jest w naprawdę dobrej formie. Ja jestem bardzo zadowolony i pełen optymizmu, tym bardziej, że w Eurosporcie będę komentował zawody, więc mam nadzieję, że będę miał co komentować” – dodał Małysz na zakończenie.
- Źródło: informacja własna
- Foto: Katarzyna Służewska