Aktualności

Aleksander Zniszczoł: „Jestem szczęśliwy, że ten sezon się już skończył”

Aleksander Zniszczoł podczas mistrzostw Polski w Wiśle zajął 16. miejsce w konkursie indywidualnym oraz 3. miejsce w konkurencji drużynowej. W rozmowie z naszą redakcją skoczek przyznał jednak, że nie jest zadowolony, ani z wyników podczas krajowej rywalizacji, ani z całego sezonu. Opowiedział nam również jak on odbiera sytuację w kadrze i jakie nadzieje żywi ze zmianą trenera.

Jak możesz ocenić swój występ w mistrzostwach Polski?

Aleksander Zniszczoł: W zawodach indywidualnych? Jak to mogę ocenić? Mogę ocenić to jak cały sezon, czyli niedobrze, wręcz źle. Jestem szczęśliwy, że ten sezon się już skończył. Teraz przyszła pora na zebranie motywacji, zresetowanie się i zapomnienie tego, co było.

Który moment w tym sezonie był dla Ciebie najtrudniejszy?

Najtrudniejsze było lato, gdzie zaczęło iść źle i każdy mówił, żebym sobie dawał czas. Przyszedł koniec zimy i dalej mam sobie dawać czas? Właśnie przyszedł moment na jakieś zmiany, na rachunek sumienia i żeby w następny sezon wejść z lepszą motywacją i z myślą taką, że będzie dobrze.

Czy żałujesz, że znalazłeś się w kadrze A w tym sezonie?

Na to pytanie nie odpowiem. Nie mam czego żałować, skakałem tak, żeby się znaleźć w tej pierwszej kadrze i bardzo tego chciałem. Wyszło jak wyszło, po części niestety, a może i dobrze, bo dostałem dużą nauczkę od życia.

Co się stało, że ten sezon nie wyszedł dobrze? Czy to kwestia motywacji, sprzętu? A może nie dostałeś tej odpowiedniej opieki trenerskiej?

Dużo czynników się na to składa. Inny trening, jak cały czas trenowałem z trenerem Maciusiakiem, praktycznie 3 lata pod jego okiem. Przechodziłem do nowej kadry, nowi trenerzy, nowe zachowania, nowe techniki, inne wizje trenerów i ciężko było się tak przestawić. Po części też taka atmosfera od samego początku nie była za dobra. Duże parcie, trenerzy w środku się kłócili, ścigali się i my na tym cierpieliśmy. Właśnie to było najgorsze. Myślę, że była taka wewnętrzna rywalizacja pomiędzy, nawet nie zawodnikami, a sztabami i tu się pogubiliśmy.

Krążyły takie głosy, że trenerzy Maciusiak i Kruczek praktycznie ze sobą nie rozmawiają poza służbowymi relacjami, czy to też na was oddziaływało? Wy też to widzieliście?

Myślę, że tak. Nie wiem jak teraz wygląda sytuacja, ale były takie momenty, że ze sobą nie rozmawiali lub rozmawiali tylko na skoczni o wyborze kadry. To na pewno na nas wpłynęło, bo takie właśnie zachowanie trwało już od dłuższego czasu, nie tylko jak zima się zaczęła, ale już latem gdzie zaczęły być jakieś problemy, a byłem nowy w tej kadrze i widziałem troszkę więcej niż na przykład trenerzy, którzy nie znali Maćka czy właśnie innych trenerów.

Jak oceniasz współpracę z trenerem Kruczkiem, ten sezon pod jego opieką?

Będę go wspominał bardzo dobrze, jako dobrego trenera i organizatora. Ma swoje sukcesy i to bardzo dużo, bo Kamil jest przecież dwukrotnym mistrzem olimpijskim, doprowadził drużynę do medali na mistrzostwach świata, więc jako trener ma dobry dorobek, ale może i dobrze, że przyszła zmiana. Ciężko mi ocenić, ale trafiłem do kadry właśnie w najgorszym momencie. Od początku zaczęło się coś sypać i zawodnicy mieli mało do powiedzenia. Zrobiła się sytuacja taka, że nie trenerzy byli dla nas, tylko my byliśmy dla trenerów i nie było miłej atmosfery. Jednak trenera Łukasza będę dobrze wspominać.

Jak myślisz, jaki błąd został popełniony, że świat nam trochę uciekł?

Taki, że my zamknęliśmy się w swoim gronie, nie otwieraliśmy się przed innymi i byliśmy bardzo zamknięci.

Czego teraz najbardziej potrzebujesz na koniec sezonu? Już chcesz kompletnie odpocząć, czy od razu do pracy?

Potrzebuję po prostu odstawić narty i wiedzieć, że nie dotknę ich do następnego sezonu. Przez kolejne dwa miesiące.

Miałeś taki moment w trakcie tego sezonu, że chciałeś go przerwać? Tak jak na przykład zrobił to Gregor Schlierenzauer?

Oczywiście, miałem takie myśli. Chciałem odstawić już narty i powiedzieć: „Nie. Koniec. Po tych zawodach koniec.”. Potem było tak, że się ciągnęło, ciągnęło. Tu z weekendu na weekend gdzieś się jechało i w sumie nie zrobiłem tego, tak jak myślałem, że skończę sezon, odstawię narty na półkę. Nie było tak, bo był te wyjazdy z weekendu na weekend.

Kto w takich chwilach był dla Ciebie największym wsparciem?

Na pewno największym wsparciem była moja narzeczona, a tak to myślę, że trener klubowy. Gdy przyjeżdżałem z problemem: „Kurde, nie wiem co mam zrobić” to zawsze coś próbowaliśmy ustalić, ale to było tylko takie przyklejenie plasterka, który odrywał się po jednym skoku z innymi trenerami. No i nie było takiej jednolitej wizji, żeby coś zrobić tylko takie lecenie w dół zeskoku. Taka właśnie rana, który cały czas się odnawia.

Czego będziesz oczekiwał od nowego trenera?

Nie wiem, czy znajdę się w kadrze z nowym trenerem. Myślę, że będę oczekiwał fajnego treningu i dobrej atmosfery, takiej jaką mają inne kadry.

Dziękujemy i życzymy, aby to wszystko się poukładało tak, jak sobie tego życzysz.


  • Źródło: informacja własna
  • Korespondencja z Wisły: Katarzyna Służewska, Aleksandra Bazułka i Przemysław Krawiec
  • Foto: Aleksandra Bazułka

O autorze

Karolina Koster